Image Hosted by ImageShack.us

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi DunPeal z miasta Poznań. Mam przejechane 6689.58 kilometrów w tym 4097.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy DunPeal.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Pulsometr

Dystans całkowity:4784.10 km (w terenie 3457.70 km; 72.27%)
Czas w ruchu:211:46
Średnia prędkość:22.25 km/h
Maksymalna prędkość:65.90 km/h
Suma podjazdów:148306 m
Maks. tętno maksymalne:224 (112 %)
Maks. tętno średnie:178 (89 %)
Suma kalorii:179129 kcal
Liczba aktywności:126
Średnio na aktywność:37.97 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.10 km 32.40 km teren
01:37 h 25.42 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:9.0
HR max:176 ( 90%)
HR avg:147 ( 75%)
Podjazdy:100 m
Kalorie: 1270 kcal

30.03 Pierwszy trening 2011

Środa, 30 marca 2011 · dodano: 30.03.2011 | Komentarze 6

oficjalnie wrocilem w szeregi kolarzy, dzisiaj kiekrz i strzeszynek duze petle.
taaa tego mi brakowalo :) co prawda dystans nie powala ale jak na pierwsza jazde jestem zadowolony, tesknilem za tym ogniem w udach :P
amor po serwisie dziala faktycznie lepiej, natomiast naped...juz dawno tyle kur** nie cisnalem, lancuch przeskakuje nawet na plaskim praktycznie na kazdym przelozeniu, nie ma mowy o podjazdach ani stawaniu na pedaly...koszmar
po 25km przemarzly mi czubki palcow u nog, wlasciwie dalej ich nie czuje :)
po drodze po czesci juz zapomniany zapach lasu, i wilgoci od strony jeziora - cos pieknego. dodatkowo co jakis czas zmysly cieszyla ladna biegaczka :) zdecydowanie pora zaczac cwiczyc :)))
w drodze powrotnej jakis frajer wjechal mi na droge rowerowa bez ostrzezenia ;/ wiec wyplacilem mu z laczka w tylni zderzak.
strefa: 2
wysilek: 6
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
57.10 km 39.60 km teren
02:39 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:60.60 km/h
Temperatura:14.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy:1370 m
Kalorie: 1649 kcal

19.09 Debica

Niedziela, 26 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 9

dzisiaj krecenie po okolicach rodzinnej debicy. na dzien dobry podjazd pod stasiowke, wjazd w las i dalej pod gorke. mialo byc sucho jednak po pierwszych 10km rower caly upierdzielony.
wjazd na okoliczne wzgorza rozjezdzonymi przez traktory polnymi sciezkami rowniez dal nam nieco w kosc. pewnych wrazen dostarczylo rowniez mijanie na pelnej wixie krow stojacych w poprzek drogi ;)
Brat z ktorym postanowilem sie wybrac niestety opadl zupelnie z sil po zaledwie godzinie jazdy, sila rzeczy musielismy sporo zwolnic. mimo wszystko warto bylo odwiedzic znajome gorki.



widok z pobliskiego wzgorza z krzyzem na najblizsza okolice.


jeden ze swoiskich widokow, ktorymi bylismy raczeni podczas przejazdow przez pola


w drodze powrotnej zaliczylismy sporo asfaltowych podjazdow, nie za dlugich ale za to o sporym przewyzszeniu :)


strefa: < 1
zmeczenie: 4

Dane wyjazdu:
48.70 km 41.30 km teren
03:52 h 12.59 km/h:
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:12.0
HR max:167 ( 85%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:1820 m
Kalorie: 2356 kcal

14.09 Masyw Snieznika

Wtorek, 14 września 2010 · dodano: 20.09.2010 | Komentarze 11

Jako ze prognoza na pozostala czesc tygodnia przewiduje deszcz, dzis tak naprawde jedyny dzien kiedy prawdopodobnie będę mogl pokrecic cos wiecej. Na dzien dobry 2,9km podjazdu asfaltem, 110m przewyzszenia, troche zimno, ale nie jest zle. Po drodze pierwsza fota, rower na tle drzewka w poblizu szczytu, przeleczy puchaczowka 860m npm.

Chcialem pojecham czerwonym pieszym szlakiem na Snieznik, nie widze jednak zadnych oznaczen ;/ pojechalem wiec niebieskim szlakiem, az do skrzyzowania z zielonym szlakiem kolejne 60m przewyzszenia. Wbitka na zielony pieszy szlak, z czego jakis 1km musialem ciagnac z buta.

Kolejne 110m przewyzszenia, z zielonego pieszego wbijam na maly ring, zielonym rowerowym. Zajebista trasa.

Po jakims czasie dojezdzam w koncu do skrzyzowania z czerwonym pieszym, i jakzeby inaczej kolejne 80m przewyzszenia. Na czerwonym pieszym zajebiste widoki, i pierwszy niewielki zjazd w lekkim terenie.

Lacznie robie kolejne 110m przewyzszenia, oraz fajny podjazd pod schroniska, znany mi z zeszlego roku po wycieczce z wojtasem, dosc szybko zrobione kolejne 60m przewyzszenia. W samym schronisku, wciagam gofra z dzemem i herbate ;)

W tle zdaje się ze czarna Gora.

Przypomnial mi się zjazd pod chroniskiem czerwonym szlakiem az do miedzygorza, ludzie się nim zachwycali po maratonie. Mi jakos specjalnie nie zapadl w pamiec, wydaje mi się trasa maratonu prowadzona była tylko nie wielkim fragmentem, a szkoda…po jakis 200m robi się naprawde ciekawie, pierwszy drop jakies 140cm, widze z daleka ze skrot perspektywy za przeszkoda na trasie powaznie się zmienia, zbliza się zatem spory drop. Z mega problemem zeskakuje z niego, po skoku balans rowerem ale szczesliwie udaje się utrzymac na rowerze. Zaczyna delikatnie mzyc, i robi się slisko, w lecie ta trasa wyglada zupelnie inaczej.
Jade sobie dalej spokojnie bez szalenstw, jade niestety sam i w razie czeo nie będzie mnie miał kto zbierac. Po pewnej chwili mimo wszystko dociera do mnie znajomy bol dloni od hampli.

Dalej to już fajny singielek, z masa najrozniejszej masci kamieni, sredni spadek – miodzio. Co jakis czas jade nieoslonietym fragmentem, z jednej strony przepasc z drugiej sciana skalna – super widok, może nie widac tego dokladnie ale sciezka w tym miejscu ma jakies 50cm, dalej jakies 60m skarpa w dol 

Dalej jade wytracajac caly czas z trudem zdobyta wysokosc, ponizej foto z fajnego mega kamienistego zjazdu. Po zejsciu z roweru okazuje się ze gdzies wyzej na kurwidolka spadl mi lancuch ;)

W pewnym momencie szlak niepostrzezenie, skreca w pod katem prosty w prawo, co ciekawe trasa jest również oznaczona dalej na wprost. Chwile rozwazam ten kierunek, jeśli się pomyle będę musial dralowac pod gore z buta po korzenia i kamerdolcach, zjazd jednak kusi. Decyduje się jednak na zjazd, nie darowalbym sobie takiej okazji, ponizsze zdjecie niestety nie oddaje stromizmy, była naprawde godna.

Chwile patrzylem z gory probojac wybrac sensowna trase przejazdu, stwierdzilem jednak ze i tak to się pewnie zmieni, stromizna była na tyle duza ze kazde zatrzymanie to albo OTB albo bolesne turlanie się na boku.

Te kilkaset metrow zjazdu dalo mi troszke popalic nie powiem, troche ekwibilistryki, cuda na przednim kole, balansowania po przewroconych balach i sliskich korzeniach to co lubie najbardziej 
W tym miejscu jednak wycialem, nie zmiescilem się na luku i widzac zblizajaca się krakse, staralem się wychamowac na tyle ile mogle, po czym puscilem hamulce i kulturalnie przelecialem przez kierownice nad wystajacymi korzeniami.


Uploaded with ImageShack.usFota z drugiej strony, troche korzeni i fajny spadzik

Ponizej krociotki filmik, na którym co prawda nic nie widac, ale z uwagi na czas jaki mnie kosztowalo ustawienie aparatu w sensownej pozycji musze go zamiescic ;)
490 /soon/
Ponizej apogeum tego zjazdu, wystartowanie z miejsca praktycznie niemozliwe ;) nie ma jak wsiasc na rower, po starcie w poprzek stoku i zarzucenia przedniego kola w kierunku zjazdu, zjezdzam w dol na granicy OTB, tylek daleko za siodelkiem a i tak czuje ze tylnie kola sobie fruwa jak chce.

Chwile pozniej docieram do cywilizacji, z poltora km zjazd asfaltem do miedzygorza. Po chwili jazdy bez pedalowania. Docieram do centrum po czym, znowu wspinaczka niebieskim pieszym szlakiem na przelecz puchaczowke. Po drodze udaje mi się zabladzic, co prawda trawers na jakim wbilem wygladal mi znajomo (ostatnio z wojtasem wlasnie tedy dojezdzalismy do miedzygorza) wiedzialem jednak ze dalej zabladze ;)

Po jakims czasie odnajduje niebieski szlak, i jade dalej. Po jakichs 100m podjezdzanie robi się masakrycznie ciezkie.

Pcham rower kolejne 100m. pozniej daje się podjezdzac ale jest mega ciezko.

Chcac nie chcac peka kolejne 170m przewyzszenia na dystansie niespelna 2km. Pozniej już jest spoko, znowu pod goreczke ale znacznie szerzej, znowu kupa kamieni. Dopiero w tym momencie przypominam sobie ze jeszcze nie korzystalem z bidona ;) od razu obalam ¼ oraz oba snickersy ;) Dodatkowo wstawiam rower do swietnie zaopatrzonego zlobu.

Po drodze jeszcze klimatyczne zdjecie muchomorka.

…i jego kompanow.

Po jakims czasie trasa zamienia się w autostrade, zdaje się ze cywilizacja blisko.


Troche spoznionego blota, i prezentow od drwali


Zagadka: co wspolnego maja oba pojazdy?

Z przeleczy zjazd asfaltem, niestety leje dosc mocno, nie będzie wiec bicia rekordow predkosci.

Ponizej, jeden z argumentow który polaczony z wielka szybkoscia i ostrym zakretem daje w efekcie i przy dobrych wiatrach dlugie L4

Trasa swietna, jestem z siebie dumny ze nawet bardzo nie bladzilem. Jazda wlasciwie tlenowa, na podjazdach bez szalenstw grunt żeby wszystko co możliwe podjechac, zjazdy również lightowo. Troszke blota, kilka razy stres gdy np. przerzutka tylnia wyrwa piesc przegnitego drewna, z wystajacego pniaka na srodku trasy. Zimno i wietrzne, dodatkowo padajacy deszcze. Udalo mi się zmobilizowac i porobic kilka fotek ku potomnosci 

strefa: 1
wysilek: 7
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
68.50 km 62.50 km teren
03:22 h 20.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:192 ( 98%)
HR avg:164 ( 84%)
Podjazdy:680 m
Kalorie: 2487 kcal

12.09 Maraton Osieczna "Giga"

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 6

w osiecznej pojawilem sie troche po 9:30. po drodze tel. od wojtasa, nie bedzie chipow...nie wrozylo to dobrze dalszej imprezie.
tak jeszcze nie jechalem ;) po zaopatrzeniu sie w kilka moreli + 2 zelki, ustawilem sie na starcie, blisko czola. stalem gdzies w 15-20rzedzie. od samego startu mocno do przodu, uformowal sie fajny pociag MTB Agro jakies 7 osob, jechalem sobie w nim jakis czas, potem jednak tempo wydalo mi sie zbyt wolne i pozegnalem kolegow, szczegolnie ze calosc towarzystwa jechala krotszy dystans.
na jednym z piaszczystych podjazdow, udaje mi sie przeskoczyc jakies 20zawodnikow, juz dawno mi sie tak dobrze nie cisnelo na podjazdach.
generalnie sporo piachu na szczescie wilgotnego wiec dalo sie osiagac sensowne predkosci, duzo krotkich podjazdow - tak jak lubie. na odcinku asfaltu chyba pobijam swoja zyciowke jesli chodzi o vmax na plaskim.
w malym pociagu ~5osob, za zakretem pojawia mi sie duza grupa jakies 15osob, pomyslalem jak ich dogonie bede ustawiony, atakuje z 3pozycji, mocna cisne na pedalach, patrze na licznik a tu 53 km/h. dwoch kolegow sie zerwalo ale nie dalo rady dojsc, jade jeszcze takim tepem ponad minute, po czym slabne...do gonionej grupki zostaje mi jakies 80m.
wiejacy wiatr i cisnienie bijace w bebenkach odbieraja mi resztki sil, po jakims czasie dogania mnie pociag ktory zgubilem (kolega prowadzacy wola no kolega mocny dzis ;) z malym przekasem), zbieram resztki sil i zalapuje sie na ostatni wagon, srednia troche wzrosla jada 36km/h. po jakims czasie znowu pociag slabnie, srednia spada do 31km/h i nie widac nikogo do zmiany. wten jeden z kolegow sie urywa, od razu lapie mu kolo, tuz przed wjazdem w las na lewo, doganiam duza grupe. duzo mnie zdrowia kosztowal ten sprint, przez kolejne 3km wioze sie w peletonie, nie wychylajac sie pilnujac swojej pozycji. pod koniec maratonu okolo 50km bede umierac wlasnie przez ten manewr.
gdy juz troche odpoczalem zaczynam mozolne wspinanie sie coraz wyzej, liczne single tracki nie ulatwiaja jednak zadania. na podjazdach udaje sie kilka osob lyknac, zjazdy w piachu rowniez daja okazje urwac kilka pozycji. jestem mega zadowolony ze sredniej i samopoczucia, jazda w granicach 30-33km/h generalnie nie sprawia mi wiekszych problemow. na 15km peka pierwszy zel, generalnie musze powiedziec ze jakiegos specjalnego kopa nie czuje, wiecej motywacji daje mi
maly lyk izotonika. na pierwszym bufecie lapie kubek wody i cisne dalej, co jakis robie "profilaktyczny" odpoczynek, na bardziej grzaskim terenie zbijam tetno na granice 4 strefy, gdy formuje sie jakis pociag w polu widzenia od razu staram sie na niego zalapac. jednak osoba przed toba motywuje najbardziej.
po drodze mijam swietne single tracki, krotkie podjazdy, i krotkie zjazdy dajace jednak troche frajdy :)
trasa generalnie bardzo latwa, mnogosc interwalow moze dac jednak w kosc. ~w okolicach 40km dojezdza wojtas, jedziemy chwile razem planujac jakis szczwany atak. za jakis czas przychodzi okazja, urywamy sie ciagnac do kolejnej grupki przed nami.
na drodze jednak widac zajebista kaluze, i formujacy sie korek z lewej strony. nie wiele myslac wale przez srodek, brrr zimna jak ...., dodatkowo
dosc gleboko na 3m jestem juz w kaluzy do polowy lydki, od razu przypomina mi sie filmik z chinczykiem w roli glownej, ktory w kaluzy na srodku chodnika
gubi w niej rower ;>
krece dalej, redukcja z przodu i z tylu, jeszcze tylko 15m, z prawej strony 12chlopa dzielnie prowadzi rowery. wyjezdzam z kaluzy, buty i skarpety przemoczone na max'a, satysfakcja jednak jest ;) kolejne kilkaset metrow obie tarcze daja mi jednak znac, ze z ich punktu widzenia manewr nie byl najlepszym pomyslem. w tym tez momencie pulsometr przestaje mi liczyc dystans ;/ proboje cos tam poprawic uwazajac na paluchy i szprychy, nic to jednak nie daje, co jakis czas licznik zalacza a pozniej znowu pokazuje jakies cuda. jade 30km a ten mi pokazuje 12km/h. przejezdzajac przez to bloto musialem naruszyc czujnik, generalnie w szprychach tona trawy, ktora wyglada jak wodorosty. po kilku km znowu dogania mnie wojtas, powoli jednak zaczyna sie kryzys i nie jestem juz w stanie utrzymac mu kola, staram sie trzymac go w polu widzenia, po kolejnych 2km jednak gdzies mi znika, a ja zaczynam wlec sie z zenujacymi 18-20km/h, noga nie chce kompletnie podawac, gdzies na 50km slysze cedzone slowa z podtekstem "prawa wolna ;)" to rodman rzecz jasna we wlasnej osobie, po krotkiej wymianie zdan, pyta o wojtasa, mowie ze moze byc jakies 200-300m przede mna. i tym razem nie udaje mi sie utrzymac kola, pomimo najszczerszych checi, znika mi dosc szybko...wloke sie tak jeszcze chwile, po czym nagle odzywam, sily przyszly znikad, znow wracam w normalne tempo akurat zeby zaliczyc kilka ciekawszych podjazdow, dolaczam do grupki 4 kolarzy i z calkiem sympatyczna srednia krecimy dalej.
nagle przedemna pojawia sie sciezka prowadzaca do nieba, wyrywa mi sie "kur**", po czym kolega za mna "co,..o kurwa" i tak jeszcze jedna osoba, na szczescie
nie trzeba bylo robic tego podjazdu w calosci...po 100m odbijamy w prawo, pomagam sobie reka odbijajac sie od drzewa ;>
fajny waski trawersik i slalom miedzy drzewami, szybko gubie kolegow i cisne dalej. ten niespodziankowy podjazd i slalom miedzy drzewami to chyba final calego maratonu.
dalej generalnie nudno i bez emocji, gdzies od 63km/h jade z kolega szosowcem milo gawedzac o tym i owym. po dojezdzie do asfaltu, mowie to ja sie chyba urywam ;) po czym po przejechaniu 100m stwierdzam ze nie mam sily cisnac ;> kolega mnie mija i rzuca, "to moze dam zmiane ;>" dojezdzamy na mete,
prosze o czas od organizatora, krotka wymiana zdan z red. Kurkiem. i dolaczam do ekipy, ktora juz czeka na mnie ;) jest wojtas, rodman. po obaleniu tony arbuzow,
bananow i pomaranczy spotykam kamila, jechal krotszy dystans przyjechal juz jakis czas temu troche zmeczony ale zadowolony - to najwazniejsze.
spotykam rowniez Marc'a, Zbyszka i Max'a.
Lokalna impreza, swietne oznakowanie nawet towarzysz Golonko moglby sie czegos nauczyc, rewelacyjny makaron. prawie 400uczestnikow w tym Galinski (nie dojechal), Konwa.

ponizej jedna z licznych kaluz :)


mysle ze ta jedna zmiana naprawde sporo mnie kosztowala, mysle ze o wiele wiecej niz myslalem - wszystko wyszlo znacznie pozniej.
po 40km dramatycznie spadlo srednie tetno, troche za mocno pierwsza polowa dystansu za co zaplacilem w drugiej czesci. niemniej pojechalem tak jak moglem
za duzo sie nie oszczedzalem, podjazdy zrobione mocno zadne pitu pitu ;) zjazdy tradycyjnie po krawedzi.

wojtas bije mnie na leb w tym roku, trzeba przyznac :> nie moge sie doczekac kolejnego sezonu nie bedzie juz tak latwo, obiecuje :)))

z luznych obserwacji:
+ zadowolony jestem z wlasnej dynamiki
+ podjazdy bardzo ladnie mi dzis wychodzily, przynajmniej w pierwszej czesci
+ naped bez zarzutu, hamulce sie dotarly -> brzytwy

- wytrzymalosc dalej lezy
- licznik padl i nieciekawie sie jechalo, dobrze ze pulsometr dawal rade
- znowu kryzys na 50km (srednia dlugosc treningu)

numer: 437
open: 58/115 (jeszcze nie sa dopisani wszyscy z open ;))

strefa: 4
wysilek: 8
samopoczucie: 5
zdjecia i szczegoly jak tylko sie pojawia :>

Dane wyjazdu:
15.00 km 14.20 km teren
00:40 h 22.50 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max:168 ( 86%)
HR avg:135 ( 69%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 457 kcal

11.09 ultra light

Sobota, 11 września 2010 · dodano: 11.09.2010 | Komentarze 2

mega lightowe krecenie po lasku marcelinskim. polowa trasy ze srednia w granicach 15km/h, poztala czesc dokrecilem troszke mocniej. nowe klocki z przodu, moc hamowania zerowa ;) jeszcze dzisiaj potraktuje je troche papierem sciernym. kolejny tydzien przewalony, zero jezdzenia zobaczymy jak bedzie w osiecznej.

Dane wyjazdu:
67.60 km 56.90 km teren
02:34 h 26.34 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max:187 ( 95%)
HR avg:172 ( 88%)
Podjazdy:190 m
Kalorie: 2556 kcal

05.09 BikeMaraton Poznań

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 5

Dzien przed maratonem stwierdzilem ze zabiore sie za odpowietrzania cr'ow. oczywiscie Avid stwierdzil ze standardy sa dla cieniasow, gwinty zupelnie inne niz w juicy 3, nie wspomne rowniez o innym DOTcie. efekt taki ze zapowietrzylem sobie przednia klamke. Udalo mi sie namowic Kamila zeby wzial udzial w 2 maratonie w zyciu, czas bardzo ladny, jesli mu sie nie znudzi moze beda z niego ludzie ;>
Start z sektora 3, po drodze spotkalem Marc'a z kolega, na samym starcie Wojtas, Rodman, JPBike i jeszcze kilka innych osob. Generalnie pojawilo sie ponad 1000 ludzi.
Pogoda wlasciwie idealna, pojechalem jednak caly ubrany na dlugo, jak sie okazalo bylo ok. Sektory ruszaly mniej wiecej co minute. ruszylismy tradycyjnie dosc mocno przepychajac sie do przodu, po jakichs 10km udalo sie dogonic sektor 2, caly czas jechalismy blisko siebie. na kawalku za mostem pojechalem asfaltem przejezdzajac przez pas zieleni, rownolegle prowadzila droga rowerowa, ktora puszczona byla trasa. wydawalo mi sie, ze w tamtym roku jechalo sie caly czas asfaltem na tej wysokosci, po jakims czasie pojawil sie jednak skret w prawo. jako ze wojtas jechal bardziej z prawej momentalnie nadrobil jakies 40m, 6minut gonienia kosztowalo mnie te 40m, akurat zaczal sie odsloniety fragment.
wiatr na twarz i jedziemy ;) wlasnie na tych otwartych terenach, jadac samemu udawalo sie ciagnac rowne max 26-27km/h, w dobrym pociagu 36km/h i wiecej.
~21km lancuch na tylnej zebatce zaczal wariowacskakal sobie jak chcial, doprowadzajac mnie do pasji. dluzsza taka jazda skonczyla by sie zerwaniem lancucha.
chcac nie chcac od tego momentu mialem jedynie dwa biegi blat i 9 z tylu oraz srednia i 9 z tylu, awaria ta kosztowala mnie ladnych kilka minut. na 1 bufecie jeszcze mialem nadzieje ze to moze jakas galaz czy inne ustrojstwo, po zatrzymaniu i ogladieciu tylnej przerzutki nie znalazlem jednak nic, przez kolejne 10km nie przeszkadzal mi brak biegow, mozna bylo spokojnie
jechac na najciezszym przelozeniu, gdy znowu zaczely sie wmodrdewindy zaczela sie katorga na 2-9 uciekaly mi wszystkie pociagi, a kadencja ponad 100 na dluzsza mete by mnie zabila...powrocily wiec zgrzyty skrzypienia i trzaskania. po 2km dalem sobie spokoj i krecielm troche na blacie troche na sredniej.
trasa mega latwa, zero problemow, na calej trasie znalazlem jedna kaluze, ktora przewalilem przez srodek, troszke wilgotnego piasku, szutry i masa asfaltu.
kilka krotkich fajnych podjazdow, generalnie bez emocji.
po 22km wojtas zginal mi z oczu, staralem sie lapac na wszytkie sensowne pociagi ktore mnie mijaly, czasem jednak nie udawalo mi sie zalapac z uwagi na zbyt niska predkosc poczatkowa. gdy tylko ktos odpuszczal kolo, nie bylo szansy dogonic pozostalych. zaraz za rozjazdem wylalem resztki wody z bidonu,
3 bufet mial byc na 53, chiwle pozniej zobaczylem wojtasa zbierajacego sie do wymiany detki...kalkulowalem za 3km wezme sobie kubek wody i spokojnie dojade te 10km do mety. 3 bufetu jednak nie bylo! 17km jechalem bez wody, powoli brak wody zaczal dawac o sobie znac. kilka km przed mete doszedl mnie wojtas, przy akopaniamencie stukajacego napedu zaczalem gonic na blacie, kilkaset metrow przed meta juz konkretnie rozpedzony i przygotowany do ostateczne uderzenia, wojtas mnie zauwazyl i uciekl ;> wpadl na mete 4sek przede mna, wyprzedzilem jeszcze 3 gosci ale wojtka nie doszedlem, 4sek w plecy - nie mniej jednak walka byla godna. kilka minut gorszy czas niz rok temu, jechale sie jednak fajnie.
w sierpniu przejechalem raptem zenujace 250km, w tygodniu poprzedzajacym maraton 30km i mamy efekty.
na mecie zjazdlem kilkaascie kawalkow arbuza i dopierow wtedy wzialem sie za ogladniecie napedu. powodem byla peknieta linka tylniej przerzutki wiszaca jedynie na kilku wloknach.

ogolnie jestem umiarkowanie niezadowolony, jazda na najciezszym przelozeniu nie byla zbyt ekonomiczna i sporo mnie kosztowala zarowno nerwow jak i zdrowia, ostatnie 17km bez wody rowniez nie pomogly,
obiektywnie stwierdzam ze bylem w formie urwac jeszcze do 15min, cala trasa zrobiona na progu mleczanowym, warunki byly wiec odpowiednie do zrobienia zyciowki, niestety nie udalo sie. nastepnym razem bedzie lepiej. teraz czeka mnie serwis oraz mycie roweru ;>

strefa: 5a
wysilek: 8
samopoczucie: 5

dane oficjalne:
nr. 3707
czas: 2:35:18 // +35:09 do leadera
open: 230/613
kategoria: (M3)74/204

Dane wyjazdu:
27.90 km 20.90 km teren
00:59 h 28.37 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max:183 ( 93%)
HR avg:157 ( 80%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 853 kcal

01.09.2010 Krotko i mocno

Środa, 1 września 2010 · dodano: 01.09.2010 | Komentarze 2

od wiekow nie jezdzilem :( dzisiaj udalo sie wyrwac na chwile, kilka kolek wokol rusalki ostatnie 2 kolka w totalnych ciemnosciach, robi sie powoli zimno. nie przeszkadza to jednak chmarom komarow.
dodatkowo zwalone drzewo w poprzek drogi zdecydowania mnie zwalnialo ;) ciekawe iedy bedzie uprzatniete.

strefa: 4
wysilek: 7
samopoczucie: 5
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
24.00 km 21.40 km teren
00:50 h 28.80 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:14.0
HR max:174 ( 89%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 676 kcal

20.08 Po lasku marcelinskim

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 21.08.2010 | Komentarze 0

krecenie tuz przed i po zmierzchu, troche wilgotno i miliardy komarow. mialo byc intensywnie, ale jakos nie moglem wejsc na wyzsze obroty.
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
51.60 km 47.00 km teren
02:20 h 22.11 km/h:
Maks. pr.:51.70 km/h
Temperatura:23.0
HR max:185 ( 94%)
HR avg:169 ( 86%)
Podjazdy:186 m
Kalorie: 2254 kcal

15.08 Maraton w Hermanowie

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 6

Maraton organizowany przez moj Team, i naprawde az dziw bierze ze w wielkopolskie mamy takie tereny :> w pewnym momencie gdzies za lysa gora poczulem sie jak w karpaczu.
na miejscu bylismy troche przed 10, ja, Wojtas, Madzia, Shillah ;) udalo mi sie namowic Kamila, na dystans mini, kto wie moze zacznie jezdzic. chwila czekania za numerkiem i badziewnym chipem na kostke. po czym ustawianie w sektorze, ponad 300osob na starcie, piekna sprawa. ustawilem sie w 4 rzedzie, jeszcze tak blisko czuba mnie nie bylo, dwa metry od mnie Andrzej K. :> przed startem starzy znajomi, Rodman "Lysa Lyda" Wycinacz, Hulaj, Bartek, i sporo ludzi z Agro. nie udalo mi sie tym razem nic kupic do jedzenia w sklepie, przetestowalem jednak dwa zeliki Penco i musze powiedziec fajna sprawa, trzeba tylko duzo popic.
po starcie dosc wasko, delikatny podjazd, skret w prawo, asfaltem kilkaset metrow i do lasu. czolowka rozciagnieta w dobre 200m. jedzie sie bardzo dobrze, czuje jednak caly czas nogi po wtorkowym!!! graniu.
pogoda wlasciwie idealna, troche slonca w perspektywie mozliwy delikatny opad deszczu. jade rownym tepem, dobre 10km w 5b strefie, po jakims czasie docieram do ludzi z ktorymi tasuje sie juz do konca. tendencja jest dobra, wyprzedzam ludzi, gdy ktos mnie mija staram sie siadac na kole i ujechac tyle i ile mozna, oraz kontratakowac. kilka osob jednak mnie mija i nic nie moge na to poradzic :>
pierwszy ciezki podjazd za mostkiem, rynna i mokry piach, chcialem podjechac niestety nie udalo mi sie minac jakiegos zawalidrogi, zmuszony wiec bylem podejsc koncowke z buta.
masa jezyn, ktore pamietalem z czesciowego objazdu kilka tygodni temu. fajne tereny, jazda nierowna laka nie jest jednak czyms co lubie najbardziej. na 10km biore pierwszy zelik, zaczyna dzialac na 15km, jade miarowo trzymajac sie 3 osobowej grupki, na kolejnym piaszcystym zjezdzie odskakuje im znacznie, i sam wyjezdzam na asfalt pierwszy dluzszy podjazd. nagle za mna pojawia sie grupka moze 7 ludzi, czub mini (troche zwatpilem to ja zgubilem droge czy oni? a moze tak ma byc?) nie przestudiowalem zbyt dokladnie mapy, zwolnilem wiec troche po jakims czasie odbijajac w prawo, widze przed soba kolejnych ludzi, jade wiec dobrze - tyle tylko ze jaki dystans? generalnie podczas trasy nie mialem watpliwosc gdzie jechac, oprocz jednego miejsca gdzie nagle z przeciwnego kierunku minela mnie grupa 4 kolesi, budzac co wieksze zamieszanie w mojej grupie, kierujacy jednak mowia ze mamy jechac tak jak jechalismy...
generalnie na trasie co jakis czas pojawiaja sie ludzie znikad, raz z lasu raz z naprzeciwka, po jakims czasie przestaje na to zwracac uwage.
po jakims czasie dochodzi do mnie jarekdrogbas, w wesolej 4 osobowej grupie 2mini 1giga 1 mega, zastanawiamy sie czy wszystko jest ok, strzalki sa tylko ludzi tak nie za wiele - jednak co jakis czas mijamy kolejnych zawodnikow. po kolejnej lasze piasku jarek mowi ze zlapal gume :(
co jakis czas pojawiaja sie zjazdy, nawet fajne wszystkie do zrobienia bez hamulcow, w jednym momencie jednak przecholowalem z balancem i musialem ratowac sie gwaltownym odbiciem w prawa strone, przednie kolo na sporym wychyleniu w prawo wjechalo w gleboka koleine, wypialem sie i przetoczylem po jezynach...czulem miliony igielek w prawej rece i prawej nodze, momentalnie zalalem sie caly krwia, mocno zdziwiony jej iloscia, obmywam sie drogocennym izotonikiem i jade dalej, ignorujac szczypanie. na 30km kolejny zelik, na drugim bufecie biore pomarancze oraz 2 kubki izotoniku. sil nie brakuje, przypomina sie jednak fizjologia...tym razem nie zatrzymam sie oczami wyobrazni znowu widze te 13osob ktore w trakcie "aktu" wyprzedzilo mnie w gluszycy ;)
po drodze widzialem z 5 kapci, jeden urwany hak (gdzie???), oraz zerwany lancuch. na dlugim podjezdzie po lace pary wystarcza mi na 4/5 dystansu ostatnie 30m pcham z buta, pod koniec jechalem 5km/h zobaczymy jak sie podbiega z buta - lepiej jednak podjezdzac do samego konca, lydy od razu mi spuchly po probie biegu. na plaskim fragmencie odpalam turbo boosta i przy kadencji ~100, wszystko wraca do normy.
cale szczescie ze wszelkie robactwo pochowalo sie po lesie, nie bylo gzow bombowcow a komary rowniez jakos sie pochowaly. tony piasku ala murowna goslina rowniez nie byly straszne, podjazdy wszystkie do zrobienie. jesli chodzi o okolice mysle ze wiecej z niej nie mozna bylo wycisnac, super trasa. sporo osob jednak sie pogubilo, kwestia zbyt duzej ilosci ostrych zakretow. dodatkowo start wspolny wszystkich dystansow przy takiej frekwencji rowniez byl troche wkurzajacy ale do przezycia. z jednym gosciem nie pomne numeru jechalem prawie 10km, wyjatkowo dolujaco dzialala na mnie jego technika jazdy po plaskim, tam gdzie mozna bylo wyciskalem ponad 30km/h jadac jak najbardziej ekonomicznie, gosc trzymal takie same tempo jednak zupelnie nie bylo po nim widac zmeczenie wtf! po 2-3km mialem tego dosc, albo go urwe albo cos tu jest nie tak, nadludzim wysilkiem rzeczywiscie udalo mi sie go urwac, kosztowalo mnie to jednak tyle sil, ze przez moment musialem jechac srodkiem szlaku, mroczki tuz przy granicy pola widzenia, zwiastowac mogly bliskie spotkanie z poboczem i kolejnymi jerzynami, zachomikowany kawalek pomaranczy oraz kilka (ostatnich) lykow plynu przywrocily mnie na nogi.
na ~47km ktos krzyczy jeszcze 5km, zupelnie zaskoczony, cala droge jechalem gleboko wierzac ze do przejechania mam 69km, dziwne ;) myslalem ze na ostatnich km mocno poprawie tempo, zostala jednak tylko kilka km, w tym miejscu pada V max :>
po wywrotce w jerzynach, reszte zjazdu przejechalem z kierownica wygieta o jakies 20stopni, co wkur****o mnie niezmiernie, na szczedzie na dole stal Artur kierujac w prawo, krzycze z daleka "zlap mi przednie kolo w kolana!" - po czym parkuje mu miedzy kolanami jednym ruchem prostuje kiere i jade dalej dziekujac :) scena jak z Formuly 1 :)))
ostatnie 2km jade z kolega z Agro, tuz przed meta, lykamy goscia na prostej majac na budzikach sporo ponad 40km/h, linie przekraczamy po bratersku z tymi samymi czasami :)
wojtas, zawiedziony po wycofaniu sie z maratonu, jakas infekcja :(


moja bryka, ktora znowu pieknie sie spisala :>

widzac ta scenke nie mogle sobie odmowic komenarza, tekst kolegi doroslego bikera:
- i jak bylo?
- spoko drugi bylem
(w kadrze akurat zalapal sie jakis dzieciak na 3 koleczkach, ktory finiszuje przed nim ;)

jedyne zdjecie ktore jak dotad znalazlem (jakos dziwnie na nim wygladam ;)

wspomnienia po maratonie, jak zawsze barwne :)

fota z Kamilkiem przed startem ;)

podsumowujac:
+ organizacja bardzo dobra, biorac pod uwage pierwszy maraton nawet wzorowa,
+ oznaczenia bardzo dobre
+ trasa zbyt kreta, za duzo zakretow i miejsc gdzie potencjalnie mozna zabladzic
+ kulturka jak zwykle, po drodze same znajome twarze
+ na starcie zelik (niech sie konkurencja uczy), niestety mi sie nie dostalo w pierwszym podejsciu
+ imprezy towarzyszace (6!)
+ makaron 1klasa
+ pomiar czasu chipem
+ zabezpieczenie trasy


- sporo miejsca na lewe akcje i skracanie tras, jesli ktos wiedzial jak jechac :( nie wiem jednak w jakim stopniu bylo to uskutecznianie
- ekipa od pomiaru od kazdego uczestnika przekraczajacego mete, zbierala info jaki dystans...wtf!
- brak myjek
- brak wynikow online (jak dotad)
- chipy na kostke
- tylko 2 punkty kontrolne
- gdybym "troche" nie nadlozyl drogi moglbym liczyc chociaz na dyplomik :>
- przez lekko 1,5km/h licznik nie zliczal mi dystansu ;/

+/- bufety (za duze kawalki pomaranczy :>)

nr: 259
dystans: MEGA
Open 26/92
M3 7/27
czas oficjalny: 2:21:12 strata 16:39
czas z licznika: 2:20:24

ps. jakies jaja sa z wynikami, dziwne miedzyczasy. nagle miejsca w kategorii sie zmieniaja...

strefa: 4
wysilek: 8
samopoczucie: 5

Dane wyjazdu:
31.70 km 25.30 km teren
01:10 h 27.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 87%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 905 kcal

12.08 Strzeszynek i niemoc

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 5

krecenie tuz przed zmierzchem. w nogach totalna niemoc, wczoraj pogralem troche w pile i najwidoczniej troszke zostalo, chociaz czulem sie dobrze, odpokutowuje rowniez braki w snie.
po drodze spotkalem Marc'a
chyba kupie sobie jakiegos punktaka na przod, najbardziej sie balem ze ktos sie zaraz we mnie wladuje. dzwonka uzywalem dzisiaj troche jak nietoperz ;)
wracajac mala zagwozdka, jade i sie zastanawiam wtf dlaczego wszystkie samochody maja zolte swiatla mijania...po jakims czasie dopiero do mnie dotarlo ze jade w zoltych okularach.
rzeczywiscie strzeszynek zarasta, "dzungla" wdziera sie na sciezki.

ponizej fotka mojej suni :>


samopoczucie: 4
strefa: 3
wysilek: 5
Kategoria Pulsometr, Trening