Image Hosted by ImageShack.us

Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi DunPeal z miasta Poznań. Mam przejechane 6689.58 kilometrów w tym 4097.30 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 22.55 km/h.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy DunPeal.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
21.60 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

05.09.2010

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 0

dojazd na miejsce startu i powrot tempo ultra light.
Kategoria Różne


Dane wyjazdu:
67.60 km 56.90 km teren
02:34 h 26.34 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max:187 ( 95%)
HR avg:172 ( 88%)
Podjazdy:190 m
Kalorie: 2556 kcal

05.09 BikeMaraton Poznań

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 05.09.2010 | Komentarze 5

Dzien przed maratonem stwierdzilem ze zabiore sie za odpowietrzania cr'ow. oczywiscie Avid stwierdzil ze standardy sa dla cieniasow, gwinty zupelnie inne niz w juicy 3, nie wspomne rowniez o innym DOTcie. efekt taki ze zapowietrzylem sobie przednia klamke. Udalo mi sie namowic Kamila zeby wzial udzial w 2 maratonie w zyciu, czas bardzo ladny, jesli mu sie nie znudzi moze beda z niego ludzie ;>
Start z sektora 3, po drodze spotkalem Marc'a z kolega, na samym starcie Wojtas, Rodman, JPBike i jeszcze kilka innych osob. Generalnie pojawilo sie ponad 1000 ludzi.
Pogoda wlasciwie idealna, pojechalem jednak caly ubrany na dlugo, jak sie okazalo bylo ok. Sektory ruszaly mniej wiecej co minute. ruszylismy tradycyjnie dosc mocno przepychajac sie do przodu, po jakichs 10km udalo sie dogonic sektor 2, caly czas jechalismy blisko siebie. na kawalku za mostem pojechalem asfaltem przejezdzajac przez pas zieleni, rownolegle prowadzila droga rowerowa, ktora puszczona byla trasa. wydawalo mi sie, ze w tamtym roku jechalo sie caly czas asfaltem na tej wysokosci, po jakims czasie pojawil sie jednak skret w prawo. jako ze wojtas jechal bardziej z prawej momentalnie nadrobil jakies 40m, 6minut gonienia kosztowalo mnie te 40m, akurat zaczal sie odsloniety fragment.
wiatr na twarz i jedziemy ;) wlasnie na tych otwartych terenach, jadac samemu udawalo sie ciagnac rowne max 26-27km/h, w dobrym pociagu 36km/h i wiecej.
~21km lancuch na tylnej zebatce zaczal wariowacskakal sobie jak chcial, doprowadzajac mnie do pasji. dluzsza taka jazda skonczyla by sie zerwaniem lancucha.
chcac nie chcac od tego momentu mialem jedynie dwa biegi blat i 9 z tylu oraz srednia i 9 z tylu, awaria ta kosztowala mnie ladnych kilka minut. na 1 bufecie jeszcze mialem nadzieje ze to moze jakas galaz czy inne ustrojstwo, po zatrzymaniu i ogladieciu tylnej przerzutki nie znalazlem jednak nic, przez kolejne 10km nie przeszkadzal mi brak biegow, mozna bylo spokojnie
jechac na najciezszym przelozeniu, gdy znowu zaczely sie wmodrdewindy zaczela sie katorga na 2-9 uciekaly mi wszystkie pociagi, a kadencja ponad 100 na dluzsza mete by mnie zabila...powrocily wiec zgrzyty skrzypienia i trzaskania. po 2km dalem sobie spokoj i krecielm troche na blacie troche na sredniej.
trasa mega latwa, zero problemow, na calej trasie znalazlem jedna kaluze, ktora przewalilem przez srodek, troszke wilgotnego piasku, szutry i masa asfaltu.
kilka krotkich fajnych podjazdow, generalnie bez emocji.
po 22km wojtas zginal mi z oczu, staralem sie lapac na wszytkie sensowne pociagi ktore mnie mijaly, czasem jednak nie udawalo mi sie zalapac z uwagi na zbyt niska predkosc poczatkowa. gdy tylko ktos odpuszczal kolo, nie bylo szansy dogonic pozostalych. zaraz za rozjazdem wylalem resztki wody z bidonu,
3 bufet mial byc na 53, chiwle pozniej zobaczylem wojtasa zbierajacego sie do wymiany detki...kalkulowalem za 3km wezme sobie kubek wody i spokojnie dojade te 10km do mety. 3 bufetu jednak nie bylo! 17km jechalem bez wody, powoli brak wody zaczal dawac o sobie znac. kilka km przed mete doszedl mnie wojtas, przy akopaniamencie stukajacego napedu zaczalem gonic na blacie, kilkaset metrow przed meta juz konkretnie rozpedzony i przygotowany do ostateczne uderzenia, wojtas mnie zauwazyl i uciekl ;> wpadl na mete 4sek przede mna, wyprzedzilem jeszcze 3 gosci ale wojtka nie doszedlem, 4sek w plecy - nie mniej jednak walka byla godna. kilka minut gorszy czas niz rok temu, jechale sie jednak fajnie.
w sierpniu przejechalem raptem zenujace 250km, w tygodniu poprzedzajacym maraton 30km i mamy efekty.
na mecie zjazdlem kilkaascie kawalkow arbuza i dopierow wtedy wzialem sie za ogladniecie napedu. powodem byla peknieta linka tylniej przerzutki wiszaca jedynie na kilku wloknach.

ogolnie jestem umiarkowanie niezadowolony, jazda na najciezszym przelozeniu nie byla zbyt ekonomiczna i sporo mnie kosztowala zarowno nerwow jak i zdrowia, ostatnie 17km bez wody rowniez nie pomogly,
obiektywnie stwierdzam ze bylem w formie urwac jeszcze do 15min, cala trasa zrobiona na progu mleczanowym, warunki byly wiec odpowiednie do zrobienia zyciowki, niestety nie udalo sie. nastepnym razem bedzie lepiej. teraz czeka mnie serwis oraz mycie roweru ;>

strefa: 5a
wysilek: 8
samopoczucie: 5

dane oficjalne:
nr. 3707
czas: 2:35:18 // +35:09 do leadera
open: 230/613
kategoria: (M3)74/204

Dane wyjazdu:
27.90 km 20.90 km teren
00:59 h 28.37 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:15.0
HR max:183 ( 93%)
HR avg:157 ( 80%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 853 kcal

01.09.2010 Krotko i mocno

Środa, 1 września 2010 · dodano: 01.09.2010 | Komentarze 2

od wiekow nie jezdzilem :( dzisiaj udalo sie wyrwac na chwile, kilka kolek wokol rusalki ostatnie 2 kolka w totalnych ciemnosciach, robi sie powoli zimno. nie przeszkadza to jednak chmarom komarow.
dodatkowo zwalone drzewo w poprzek drogi zdecydowania mnie zwalnialo ;) ciekawe iedy bedzie uprzatniete.

strefa: 4
wysilek: 7
samopoczucie: 5
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
24.00 km 21.40 km teren
00:50 h 28.80 km/h:
Maks. pr.:35.70 km/h
Temperatura:14.0
HR max:174 ( 89%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy: 40 m
Kalorie: 676 kcal

20.08 Po lasku marcelinskim

Piątek, 20 sierpnia 2010 · dodano: 21.08.2010 | Komentarze 0

krecenie tuz przed i po zmierzchu, troche wilgotno i miliardy komarow. mialo byc intensywnie, ale jakos nie moglem wejsc na wyzsze obroty.
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
51.60 km 47.00 km teren
02:20 h 22.11 km/h:
Maks. pr.:51.70 km/h
Temperatura:23.0
HR max:185 ( 94%)
HR avg:169 ( 86%)
Podjazdy:186 m
Kalorie: 2254 kcal

15.08 Maraton w Hermanowie

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 6

Maraton organizowany przez moj Team, i naprawde az dziw bierze ze w wielkopolskie mamy takie tereny :> w pewnym momencie gdzies za lysa gora poczulem sie jak w karpaczu.
na miejscu bylismy troche przed 10, ja, Wojtas, Madzia, Shillah ;) udalo mi sie namowic Kamila, na dystans mini, kto wie moze zacznie jezdzic. chwila czekania za numerkiem i badziewnym chipem na kostke. po czym ustawianie w sektorze, ponad 300osob na starcie, piekna sprawa. ustawilem sie w 4 rzedzie, jeszcze tak blisko czuba mnie nie bylo, dwa metry od mnie Andrzej K. :> przed startem starzy znajomi, Rodman "Lysa Lyda" Wycinacz, Hulaj, Bartek, i sporo ludzi z Agro. nie udalo mi sie tym razem nic kupic do jedzenia w sklepie, przetestowalem jednak dwa zeliki Penco i musze powiedziec fajna sprawa, trzeba tylko duzo popic.
po starcie dosc wasko, delikatny podjazd, skret w prawo, asfaltem kilkaset metrow i do lasu. czolowka rozciagnieta w dobre 200m. jedzie sie bardzo dobrze, czuje jednak caly czas nogi po wtorkowym!!! graniu.
pogoda wlasciwie idealna, troche slonca w perspektywie mozliwy delikatny opad deszczu. jade rownym tepem, dobre 10km w 5b strefie, po jakims czasie docieram do ludzi z ktorymi tasuje sie juz do konca. tendencja jest dobra, wyprzedzam ludzi, gdy ktos mnie mija staram sie siadac na kole i ujechac tyle i ile mozna, oraz kontratakowac. kilka osob jednak mnie mija i nic nie moge na to poradzic :>
pierwszy ciezki podjazd za mostkiem, rynna i mokry piach, chcialem podjechac niestety nie udalo mi sie minac jakiegos zawalidrogi, zmuszony wiec bylem podejsc koncowke z buta.
masa jezyn, ktore pamietalem z czesciowego objazdu kilka tygodni temu. fajne tereny, jazda nierowna laka nie jest jednak czyms co lubie najbardziej. na 10km biore pierwszy zelik, zaczyna dzialac na 15km, jade miarowo trzymajac sie 3 osobowej grupki, na kolejnym piaszcystym zjezdzie odskakuje im znacznie, i sam wyjezdzam na asfalt pierwszy dluzszy podjazd. nagle za mna pojawia sie grupka moze 7 ludzi, czub mini (troche zwatpilem to ja zgubilem droge czy oni? a moze tak ma byc?) nie przestudiowalem zbyt dokladnie mapy, zwolnilem wiec troche po jakims czasie odbijajac w prawo, widze przed soba kolejnych ludzi, jade wiec dobrze - tyle tylko ze jaki dystans? generalnie podczas trasy nie mialem watpliwosc gdzie jechac, oprocz jednego miejsca gdzie nagle z przeciwnego kierunku minela mnie grupa 4 kolesi, budzac co wieksze zamieszanie w mojej grupie, kierujacy jednak mowia ze mamy jechac tak jak jechalismy...
generalnie na trasie co jakis czas pojawiaja sie ludzie znikad, raz z lasu raz z naprzeciwka, po jakims czasie przestaje na to zwracac uwage.
po jakims czasie dochodzi do mnie jarekdrogbas, w wesolej 4 osobowej grupie 2mini 1giga 1 mega, zastanawiamy sie czy wszystko jest ok, strzalki sa tylko ludzi tak nie za wiele - jednak co jakis czas mijamy kolejnych zawodnikow. po kolejnej lasze piasku jarek mowi ze zlapal gume :(
co jakis czas pojawiaja sie zjazdy, nawet fajne wszystkie do zrobienia bez hamulcow, w jednym momencie jednak przecholowalem z balancem i musialem ratowac sie gwaltownym odbiciem w prawa strone, przednie kolo na sporym wychyleniu w prawo wjechalo w gleboka koleine, wypialem sie i przetoczylem po jezynach...czulem miliony igielek w prawej rece i prawej nodze, momentalnie zalalem sie caly krwia, mocno zdziwiony jej iloscia, obmywam sie drogocennym izotonikiem i jade dalej, ignorujac szczypanie. na 30km kolejny zelik, na drugim bufecie biore pomarancze oraz 2 kubki izotoniku. sil nie brakuje, przypomina sie jednak fizjologia...tym razem nie zatrzymam sie oczami wyobrazni znowu widze te 13osob ktore w trakcie "aktu" wyprzedzilo mnie w gluszycy ;)
po drodze widzialem z 5 kapci, jeden urwany hak (gdzie???), oraz zerwany lancuch. na dlugim podjezdzie po lace pary wystarcza mi na 4/5 dystansu ostatnie 30m pcham z buta, pod koniec jechalem 5km/h zobaczymy jak sie podbiega z buta - lepiej jednak podjezdzac do samego konca, lydy od razu mi spuchly po probie biegu. na plaskim fragmencie odpalam turbo boosta i przy kadencji ~100, wszystko wraca do normy.
cale szczescie ze wszelkie robactwo pochowalo sie po lesie, nie bylo gzow bombowcow a komary rowniez jakos sie pochowaly. tony piasku ala murowna goslina rowniez nie byly straszne, podjazdy wszystkie do zrobienie. jesli chodzi o okolice mysle ze wiecej z niej nie mozna bylo wycisnac, super trasa. sporo osob jednak sie pogubilo, kwestia zbyt duzej ilosci ostrych zakretow. dodatkowo start wspolny wszystkich dystansow przy takiej frekwencji rowniez byl troche wkurzajacy ale do przezycia. z jednym gosciem nie pomne numeru jechalem prawie 10km, wyjatkowo dolujaco dzialala na mnie jego technika jazdy po plaskim, tam gdzie mozna bylo wyciskalem ponad 30km/h jadac jak najbardziej ekonomicznie, gosc trzymal takie same tempo jednak zupelnie nie bylo po nim widac zmeczenie wtf! po 2-3km mialem tego dosc, albo go urwe albo cos tu jest nie tak, nadludzim wysilkiem rzeczywiscie udalo mi sie go urwac, kosztowalo mnie to jednak tyle sil, ze przez moment musialem jechac srodkiem szlaku, mroczki tuz przy granicy pola widzenia, zwiastowac mogly bliskie spotkanie z poboczem i kolejnymi jerzynami, zachomikowany kawalek pomaranczy oraz kilka (ostatnich) lykow plynu przywrocily mnie na nogi.
na ~47km ktos krzyczy jeszcze 5km, zupelnie zaskoczony, cala droge jechalem gleboko wierzac ze do przejechania mam 69km, dziwne ;) myslalem ze na ostatnich km mocno poprawie tempo, zostala jednak tylko kilka km, w tym miejscu pada V max :>
po wywrotce w jerzynach, reszte zjazdu przejechalem z kierownica wygieta o jakies 20stopni, co wkur****o mnie niezmiernie, na szczedzie na dole stal Artur kierujac w prawo, krzycze z daleka "zlap mi przednie kolo w kolana!" - po czym parkuje mu miedzy kolanami jednym ruchem prostuje kiere i jade dalej dziekujac :) scena jak z Formuly 1 :)))
ostatnie 2km jade z kolega z Agro, tuz przed meta, lykamy goscia na prostej majac na budzikach sporo ponad 40km/h, linie przekraczamy po bratersku z tymi samymi czasami :)
wojtas, zawiedziony po wycofaniu sie z maratonu, jakas infekcja :(


moja bryka, ktora znowu pieknie sie spisala :>

widzac ta scenke nie mogle sobie odmowic komenarza, tekst kolegi doroslego bikera:
- i jak bylo?
- spoko drugi bylem
(w kadrze akurat zalapal sie jakis dzieciak na 3 koleczkach, ktory finiszuje przed nim ;)

jedyne zdjecie ktore jak dotad znalazlem (jakos dziwnie na nim wygladam ;)

wspomnienia po maratonie, jak zawsze barwne :)

fota z Kamilkiem przed startem ;)

podsumowujac:
+ organizacja bardzo dobra, biorac pod uwage pierwszy maraton nawet wzorowa,
+ oznaczenia bardzo dobre
+ trasa zbyt kreta, za duzo zakretow i miejsc gdzie potencjalnie mozna zabladzic
+ kulturka jak zwykle, po drodze same znajome twarze
+ na starcie zelik (niech sie konkurencja uczy), niestety mi sie nie dostalo w pierwszym podejsciu
+ imprezy towarzyszace (6!)
+ makaron 1klasa
+ pomiar czasu chipem
+ zabezpieczenie trasy


- sporo miejsca na lewe akcje i skracanie tras, jesli ktos wiedzial jak jechac :( nie wiem jednak w jakim stopniu bylo to uskutecznianie
- ekipa od pomiaru od kazdego uczestnika przekraczajacego mete, zbierala info jaki dystans...wtf!
- brak myjek
- brak wynikow online (jak dotad)
- chipy na kostke
- tylko 2 punkty kontrolne
- gdybym "troche" nie nadlozyl drogi moglbym liczyc chociaz na dyplomik :>
- przez lekko 1,5km/h licznik nie zliczal mi dystansu ;/

+/- bufety (za duze kawalki pomaranczy :>)

nr: 259
dystans: MEGA
Open 26/92
M3 7/27
czas oficjalny: 2:21:12 strata 16:39
czas z licznika: 2:20:24

ps. jakies jaja sa z wynikami, dziwne miedzyczasy. nagle miejsca w kategorii sie zmieniaja...

strefa: 4
wysilek: 8
samopoczucie: 5

Dane wyjazdu:
31.70 km 25.30 km teren
01:10 h 27.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:170 ( 87%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: 80 m
Kalorie: 905 kcal

12.08 Strzeszynek i niemoc

Czwartek, 12 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 5

krecenie tuz przed zmierzchem. w nogach totalna niemoc, wczoraj pogralem troche w pile i najwidoczniej troszke zostalo, chociaz czulem sie dobrze, odpokutowuje rowniez braki w snie.
po drodze spotkalem Marc'a
chyba kupie sobie jakiegos punktaka na przod, najbardziej sie balem ze ktos sie zaraz we mnie wladuje. dzwonka uzywalem dzisiaj troche jak nietoperz ;)
wracajac mala zagwozdka, jade i sie zastanawiam wtf dlaczego wszystkie samochody maja zolte swiatla mijania...po jakims czasie dopiero do mnie dotarlo ze jade w zoltych okularach.
rzeczywiscie strzeszynek zarasta, "dzungla" wdziera sie na sciezki.

ponizej fotka mojej suni :>


samopoczucie: 4
strefa: 3
wysilek: 5
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
7.80 km 6.50 km teren
00:21 h 22.29 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:620 m
Kalorie: 370 kcal

08.08 Dziewicza Góra

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 6

troche po 20 zjawilismy sie z Kamilem na parkingu obok dziewiczej gory. na dzien dobry dwa podjazdy z obu stron, zjazd kilerkiem.
ciemno jak cholera, zimno. pod koniec jeszcze 3 kolejne podjazdy pod dziewicza. a na odchodne podjazd asfaltem jakies 1,1km.
Kategoria w towarzystwie


Dane wyjazdu:
41.50 km 11.20 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

05.08 Regeneracja

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 1

regeneracyjne lightowe krecenie z Kamilem. Przez Zlotniki, Lagiewniki do ruin. I z powrotem. Powrot w kompletnych ciemnosciach, dobrze ze Kamil mial komplet swiatel inaczej byloby krucho. Przy okazji kilka bardzo krotkich interwalow (nie moglem sobie odpuscic), Kamil tez chyba ustanowil swoj rekord hr max'a. Oby tak dalej :)

Dane wyjazdu:
26.60 km 21.40 km teren
00:55 h 29.02 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:24.0
HR max:202 (103%)
HR avg:165 ( 84%)
Podjazdy:120 m
Kalorie: 861 kcal

05.08 Mocne krecenie - Rusałka-Strzeszynek-Kiekrz

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 05.08.2010 | Komentarze 0

Dojazd do petli i mocne krecenie. Dzisiaj bylo naprawde ostro. Najpierw na wiekszym kolku minalem dwoch ~M4 rowerzystow. po czym oddalilem sie jadac jakies ~33-34 km/h. po kolejnych 300m slysze ze jada tuz za mna. przyspieszylem do 36 km/h i jechalem z taka predkoscia kolejne 400m, ale nadal ich slysze, tetno 180+, zblizal sie delikatny szutrowy podjazdzik stanalem na pedalach i docisnalem do 38km/h uslyszalem ze gosc odpuscil nieznacznie kolo, zostalem na pedalach i dokrecilem kolejne 300m - pobijajac w tym momencie tegoroczny hr max - budzik wskazal 202 :) - jazda prawie w trupa.
odstawilem ich na jakies dobre 60-70m po czym skrecili w bok a ja pomknalem dalej. powracajac znow depnalem mocno krecac ponad 33km/h podlaczyl sie kolejny rowerzysta. troche mnie zdziwilo gdy zatrzymujac sie przed przejazdem przez jezdnie okazalo sie ze kolega jezdzi z numerkiem Powerade'a ;> z naklejka Giga. zazartowalem sobie ze na 3 bufecie trzeba bylo jechac prosto.
pokrecilismy cala rusalke, po czym niestety kolega odpuscil. zrobiwszy prawie 27km spotkalem Kamil'a - a o tym kolejny wpis.

ps. mialem dosc wypaczajacych sie przednich tarcz. zainwestowalem w 185mm, ponizej efekt ;>


samopoczucie: 4
wysilek: 8
strefa: 4
Kategoria Pulsometr, Trening


Dane wyjazdu:
66.70 km 61.00 km teren
04:51 h 13.75 km/h:
Maks. pr.:53.70 km/h
Temperatura:32.0
HR max:185 ( 94%)
HR avg:158 ( 81%)
Podjazdy:2180 m
Kalorie: 4270 kcal

01.08 POWERADE Głuszyca

Poniedziałek, 2 sierpnia 2010 · dodano: 02.08.2010 | Komentarze 5

tym razem do gluszycy wybralem sie z Pawlem i jego dziewczyna - transitem. W sumie pierwszy raz jechalem transitem ponad 170km/h. we wroclawiu zabralismy ... bagaz toi-toi'a ;)
niezle obladowani dojechalismy w koncu do Sierpnic a tam..kogoz to nie bylo ;>
Maks, Zbychoo, JPbike, Marc.
Po drodze udalo sie jeszcze wciagnac makaron (ostatnie 6 posilkow to tylko makaron). Udalo sie jeszcze zorganizowac stopery do uszy, podobno jeden ze wspolspaczy mial niesamowicie chrapac, a ja niestety jestem na to dosc wyczulony ;)
nastepnego dnia pobudka i w slamazarnym tepie zjazd 9km do gluszycy na miejsce startu. na miejscu spotkalem kilka osob z Agro, + Wojtasa bylem przekonany ze wpadl z rodzina po drodze i jakos tak zapytalem czy ma gdzie rower ;>
start i powoli stawka do przodu, o dziwo nie szarpnalem az tak mocno jak to mialem w zwyczaju, powoli przepychalem sie do przodu, pierwszy podjazd jest kure**ko dlugi, a tak naprawde zaczyna sie gdy konczy sie asfalt. w zeszlym roku po 7km mialem juz pierwszego kapcia. o dziwo bardzo dobrze mi sie podjezdzalo, wyprzedzalem nawet sporo osob. w pewnym momencie utkwilem w cizbie jadac naprawde wolnym tempem, gosc jadacy przede mna na koszulce widnial napis "Orzel" jakos nie palil sie zeby mnie puscic, krzyknalem wiec Orzel dajesz po czym nagle zerwal sie chlopak i lyknelismy w ciagu 20sec z 15 osob :> nie ma jak motywacja.
tuz przed pierwszym wiekszym zjazdem dogonil mnie Wojtas. na dlugich lagodnych podjazdach robi mnie jak chce :> ja z kolei nadrabiam na zjazdach i plaskich fragmentach. w zeszlym roku dopadl mnie jakies 2km wczesniej z tego co pamietam :)
dosc wczesnie bo juz w granicach 9km pojawia sie najniebezpieczniejszy zjazd calego maratonu, szeroki szutr i miliardy malych kamyczkow. po kilkudziesieciu metrach mam juz odpowiednia predkosc i zaczynam wyprzedzac ludzi, to wlasnie tutaj v max - 54km/h, podczas tego zjazdu byly dwa krytyczne momenty, w pewnym momencie poczulem ze trace panowanie nad przednim kolem a niebezpiecznie zaczal zblizac sie lagodny luk, zaczalem delikatnie hamowac, udalo mi sie wyprowadzic rower z poslizgu ponad metr wyjechalem ze wyznaczonej sciezki. drugi moment troszke mnie wystraszyl tym razem tylnie kolo odbijajac sie od pobocza podczas wyprzedzania wpadlo w poslizg, udalo mi sie skontrowac kierownica niemniej jednak dobre 15m jechalem bokiem delikatnie podcinajac dziewczyne przede mna. co prawda tylko delikatnie ja "puknalem" - bez skojarzen, ale kolezanka sie dosc wystraszyla. kulturalnie przeprosilem kilka razy i pojechalem dalej. na dole jakas grozna kolizja, jakas inna dziewczyna zlamala reke :(, najbardziej jednak wkur***wila mnie ratowniczka ktora stanela na srodku drogi i zaczela rozganiac ludzi, przez kazdy widzial co sie dzieje, a babka stwarzala dodatkowo niebezpieczenstwo przy takim podlozu i takiej predkosci nie da sie po prostu zahamowac.
po kolejnym podjezdzie zjazd single trackiem, w zeszlym roku ktos mi wjechal w tylnie kolo, co w polaczeniu z zaklinowanie lancucha pod najmniejsza koronka spowodowalo jego wygiecie i w efekcie koniec mojego udzialu. z ulga zjechalem calosc, z lancuchem w dalszym ciagu na wlasciwym miejscem :>
przejazd laka, i pierwszy bufet. porwalem butle i do kieszeni. pare kilosow dalej znowu dochodzi mnie Wojtas, chwilke jedziemy wspolnie, jednak pojawia sie znowu nuzacy lagodny podjazd i zostaje sam. w ostatecznym rozrachunku dostaje od niego z 11mim, w tym roku jestem niestety pod tarcza ;>
w okolicach drugiego bufetu, podjazd nie do podjechania, pierwszy raz schodze z roweru. wspinanie trwa niespelna minute, niezauwazylem jednak ani z przodu ani z tylu aby ktos go zrobil. drugi raz przyszlo mi zejsc na samym koncu podczas podjazdu na lace przed ostatnim zjazdem rowniez po lace na sama mete.
po drodze dwa mega strome podjzady niezbyt dlugie, ale takie akurat lubie :> zjazd tuz przed podjazdem pod stok slabo rozegralem taktycznie, zle skrecilem i wyladowalem na kamienisku, wyjechalem dopiero po dobrych kilkudzieciesiu metrach na sciezke po prawej wzdluz laki, mniej wiec od polowy wbilem na lake i juz bez hamulcow na sam dol. i rozpoczela sie wspinaczka bardzo duzo ludzi, darowalo sobie podjezdzanie, mimo wszystko jadac 6km/h jechalem szybciej niz najszybsi piechurzy ;)
podjazd ciagnal sie niemilosiernie, wlasciwie ten podjazd moim skromnym zdaniem byl najciezszy, grunt to determinacja.
trafil sie rowniez podjazd pod schronisko, pomimo tego ze troche bardziej stromy byl jednak po asfalcie nie bylo az takiej walki o kazdy metr, w zeszlym roku na tym fragmencie hr przekroczylo 200, w tym roku ledwo 185. z niecierpliwosci oczekiwalem na zjazd wzdluz potoku fajnym podwojnym trawersem. w zeszlym roku podczas zjezdzania chyba mi sie nie zdazylo mrugnac, a tutaj full light'cik :>

zakret 270 stopni przedni hamulec i zarzucenie tylniego kola, jak na filmie bez zatrzymywania, udalo mi sie tym manewrem przykuc uwage dwoch starszych turystow ;)
po kilku km kryzysik w postaci nieodpartej potrzebie, znalezienia ustronnego miejsca, chyba przegialem z tym nawadnianiem. taka akcja 10km pozniej znowu sie powtarza, z tego co skrzetnie zanotowalem wyprzedzilo mi lacznie w tym czasie 14 osob z czego 5 juz nie udalo mi sie dojsc ;/
wlasciwie dalsza trasa bez jakis wiekszych emocji, podjazd pod sowe jak zwykle cudowny, kluczenie miedzy kamerdolcami i korzeniami piekna sprawa. pozniej zjazd chyba moj ulubiony z calej trasy maratonu.
kilka km dalej dwa bufety i brak oznaczen, dziwna sprawa, Pani z bufetu podala jednak kierunek. co prawda kolejne 400m mialem troche obaw czy rzeczywiscie dobrze jade, ale pozniej jakos mi przeszlo ;>
co jakis czas udawalo mi sie przeskoczyc pojedynczych bikerow i jak najszybciej im odjezdzac, podobala mi sie taka jazda. tetno mocno sie obnizylo, nie czulem zadnego zblizajacego sie kryzysu wiec mocniej depnalem. na 40km, ktos mi podmienil akumulatory zupelnie nie czulem mocy. jakis taki marazm towarzyszyl mi kolejne 10km nim zupelnie nagle jak sie pojawil znikl. mysle jednak ze dwie morele co 5km, to troche za malo. zapewne na 40km zuzylem wszystko co mialem skrzetnie odlozone przez kilka ostatnich dni. musze potestowac z innymi wynalazkami. na chalwe jednak nie moglem sie zmusic, a woze ja (ta sama) od 5 ostatnich maratonow ;>
na mete dojechalem ze sporym zapasem sil, zostawilem sobie zbyt duza rezerwe, albo zbyt spokojnie zaczalem, musze nad tym popracowac. moze jestem gotow scigac sie na wiekszych dystansach?
spodziewalem sie tetna srednie o dobre 8kresek wyzej.

luzne spostrzezenia/uwagi:
> rower mnie nie zawiodl, zjazd kolo potoku zrobilem na zblokowanym amorze, jedynie dretwiejaca prawa reka sugerowala ze cos jest nie tak
> przedni avid elixir cr - cos pieknego, hamowanie jednym palcem sila hamowania od poczatku do konca jednakowa
> wzialem ze soba detke - nie wiem po co ;>
> przydalby sie dodatkowy koszyk na drugi bidon - tyle ze nie ma miejsca ;/
> lewa stopa po 50km zaczela pobolewac w miejscu zlamania
> zero wywrotek na calej trasie, 2 podporki w zjezdzie w rynnie
> kupic wiekszy protektor do przodu i cos szerszego do tylu
> popracowac nad rozkladem sil

samopoczucie: 5
strefa: 4
zmeczenie: 8

dane oficjalne:
4:55:11 strata do leader'a 1:41
open: 179/412 /dodatkowo 35osob nie ukonczylo maratonu/
M3: 53/133
*fotki wkrotce*